Puste2 MENU
 | 
        17 października br. Metropolita Krakowski, Arcybiskup Marek Jędraszewski rozpoczął diecezjalny etap refleksji modlitewnej i dyskusji nt. synodalności w kościele.
            Po otrzymaniu obszarów tematycznych przekazaliśmy je wszystkim liderom grup parafialnych zachęcając do udziału w dyskusji. Jedna grupa parafialna zdecydowała się podjąć dyskusję. 12 listopada br., podczas nadzwyczajnego posiedzenia Rady Parafialnej podjęliśmy dyskusję o synodalności na szczeblu parafialnym. Skorzystaliśmy w niej z przekazanego sprawozdania jednej grupy parafialnej, jak również z pisemnych odpowiedzi udzielonych przez członków Rady, którzy nie mogli wziąć udziału w spotkaniu. Obecni podczas spotkania mieli możliwość wyrazić swoje odczucia i przekonania, a po sporządzeniu sprawozdania z dyskusji zaakceptować jego treść. 
            Ponieważ po spotkaniu Rady pozostało jeszcze 8 dni na dyskusję na szczeblu parafialnym, umożliwiliśmy udział w dyskusji indywidualnym, chętnym osobom. W tej fazie parafialnej dyskusji zdecydowały się wziąć udział trzy osoby. Ich wypowiedzi również uwzględniliśmy w przygotowaniu parafialnego sprawozdania z dyskusji. 
             Ponieważ dziekan dekanatu Kraków Bronowice, ks. Kanonik Marian Wanat powierzył proboszczowi parafii św. Jana Kantego, czyli notariuszowi dekanatu przygotowanie sprawozdania z dyskusji o synodalności w obrębie dekanatu, mamy dzisiaj możliwość zapoznania się i z tym, finalnym opracowaniem, które po aprobacie proboszczów nadsyłających opracowania z parafii im powierzonych zostało przekazane do komitetu diecezjalnego. 
          Dziękujemy wszystkim, kórzy w przysługującym im zakresie skorzystali z możliwości zabrania głosu w ogolnokościelnej dyskusji. Ufamy iż mają poczucie, że zostali wysłuchani i że ich głos został udokumenowany. 
            Zachęcamy do dalszego zainteresowania pracami Synodu Biskupów o Synodalności w Kościele na szczeblu diecezjalnym i watykańskim, ogólnokościelnym. Prosimy o modlitwę w intencji owocności dalszej refleksji i dyskusji. 

         Etap konsultacji dekanalnej w ramach Synodu Biskupów o Synodalności

       Podejmując refleksję nad towarzyszami podróży wszyscy uczestniczący w dyskusji zgodnie podkreślili największą liczebność Róż Żywego Różańca w każdej z parafii dekanatu. Dlaczego? To oczywiste. Istnieją od pokoleń (blisko 200 lat), podają prostą komunikatywną, powszechną formę zaangażowania modlitewnego, rozpopularyzowane w całej Polsce, ze statutem, z przedstawicielstwem w episkopacie, z trójstopniową strukturą, z prasą, z hymnem, z klarownymi materiałami do pracy duszpasterskiej, z przychylnością papieży od 19. do 21. wieku, ze świadomością modlitwy jeden za wszystkich i wszyscy za jednego i z jasno określonymi przywilejami duchowymi dla członków róż - nic tu nie trzeba zmieniać, nic nowego wymyślać tylko gorliwie pracować w celu pozyskania członków róż z coraz młodszych pokoleń (np. Różaniec rodziców za dzieci).   
      Wśród grup o najmniejszej liczebności wskazano nowo powstające grupy, np. Mężczyźni św. Józefa skupiający mężczyzn pochłoniętych pracą zawodową, mających problem ze znalezieniem czasu na formację lub  najstarsze, wymierające grupy (w jednej parafii parafialny oddział Akcji Katolickiej  składający się z kilku osób przewlekle chorych, które rzadko opuszczają swoje mieszkanie i nie znalazły swych młodszych następców).
    W kwestii przyczyn kryzysu grup parafialnych nie brakowało wypowiedzi, że to pokłosie ogólnego kryzysu w Kościele; powszechnego lekceważenia spraw religijnych i moralnych w społeczeństwie i w wielu rodzinach; powszechnej dezaprobaty dla nauczania Kościoła; nadużyć i przestępstw popełnianych przez duchownych wszystkich szczebli hierarchii w kościele lokalnym. Podkreślano też obawy rodziców przed posyłaniem młodych i dzieci na spotkania parafialne w stanie pandemii, choć trudno nie odnieść wrażenia, że to mistyfikacja i wygodnictwo, bo w innych zajęciach dzieci i młodzi uczestniczą już tłumnie i bez obaw. Z drugiej strony wybrzmiał wśród dyskutantów niepokój o to, czy aby pytanie o kryzys grup nie jest tendencyjne, czy nie prowokuje przedwcześnie i niepotrzebnie myślenia o schyłkowości duszpasterstwa. Zastanawiające jest, że zapytano w ankiecie o grupy w fazie kryzysu a nie zapytano o te, które aktualnie rozwijają się, są coraz prężniejsze.  Nie brak przecież grup, które podczas pandemii zintensyfikowały swe posłannictwo dla parafii (realizacja codziennej transmisji Mszy św. z kościoła parafialnego, rozwinięcie propozycji wsparcia charytatywnego, objęcie opieką charytatywną większej grupy osób, codzienna posługa zanoszenia komunii św. do przewlekle chorych, wykorzystanie zdalnych środków komunikacji medialnej do prowadzenia spotkań biblijnych, czy innych, formacyjnych).
       Zmarginalizowani w Kościele z punktu widzenia dekanatu bronowickiego? Uchwyciliśmy kilka kategorii. Uczęszczający na Msze Święte w rycie trydenckim po motu proprio papieża Franciszka Traditionis custodes (2021) a przed uregulowaniem ich obecności w Kościele lokalnym. Żyjący w związkach niesakramentalnych i po rozwodach. Oczekujący osobistego kierownictwa duchowego, wymagający cierpliwości, kompetencji i poświęcenia duszpaterzy. Oczekujący rzeczywistej pomocy materialnej, psychologicznej, czy duchowej, pochopnie zakwalifikowani do grona wyłudzających i natrętów. Nieheteroseksualni i transseksualiści, zwłaszcza w kwestii uzyskania wsparcia moralnego i sakramentalnego do życia w czystości i zachęty do wytrwania na drodze do świętości. Przyjmujący Komunię św. na rękę. Niezaszczepieni przeciw covid. Małżonkowie i dzieci osób uzależnionych i przemocowych. Małżeństwa bez dzieci. W równym stopniu małżeństwa z większą ilością dzieci (określani krzywdząco jako nieudacznicy) i z niewielką ilością dzieci (postrzegani złośliwie jako ociągający się). Młodzi próbujący wstąpić do wspólnot złożonych ze starszych i próbujący zaszczepić w nich swój entuzjazm, nowatorskie pojęcie misji osoby i grupy. Ktoś wskazał, że mamy również w wielu wypadkach do czynienia z łagodniejszą formą marginalizacji, czyli z zaniedbaniem, zobojętnieniem, np. wobec kół Przyjaciół Radia Maryja.
      Pojawił się również głos o tym, że to my, ludzie Kościoła możemy się czuć w dzisiejszej społeczności europejskiej ignorowani, obrażani i pogardzani (żeby nie szukać daleko, wobec projektu zakazu nawiązywania do chrztu w życiorysie, do jednoznacznego określenia płci i  do świąt Bożego Narodzenia w publicznym przekazie, zaproponowany przez przewodnik komisji europejskiej opracowany przez Helenę Dalli).
      Kościół jak dom? W Kościele sporadycznie, na krótki czas zyskujemy poczucie domownika poprzez wspólnie zorganizowane rekolekcje wyjazdowe, pielgrzymkę, koncert, wspólną dyskusję o tematach związanych z tym, czym żyjemy, wspólnie zredagowany kolejny numer gazetki parafialnej.  Trwałość takiego poczucia zapewniają natomiast niewielkie, kilkuosobowe wspólnoty z liderem gotowym do osobistego świadectwa, do przykładu i towarzyszenia w nawróceniu uczestników, z posługą umożliwiającą głębokie i intensywne doświadczenie religijne, z pomysłem na ciągłą formację, z chęcią docenienia, zauważenia i włączenia do Kościoła przychodzących, potraktowania ich jak braci.

          Dyskutujący przedstawiciele parafii dekanatu bronowickiego zwrócili uwagę, że rzadko potrafimy siebie słuchać. Najbardziej bodaj gorzką była wypowiedź o tym, że nawet jeśli pomagamy, to rzadko wsłuchujemy się w rzeczywistą potrzebę proszącego o pomoc. Najczęściej pomagamy w taki sposób, w jaki sami wymyśliliśmy. Najbardziej rażący brak liczenia się z opinią kobiety to zdaniem kolejnego dyskutanta męskie pouczanie kobiet w sprawach kobiecych. Stwierdzono jednak, że najtrudniej słuchać nam wprost samego Boga. Nawet gdybyśmy  zrozumieli Boga objawiającego się nam w sposób nieuchwytny za pomocą zmysłów mielibyśmy obawy o wykluczenie środowiskowe po zaprezentowaniu takiego osobistego objawienia.
          Pomocą w słuchaniu siebie nawzajem w parafii może być rada parafialna, zwłaszcza jeśli zachowany jest parytet młodych i kobiet w ciele rady. Potem pozostaje zadbać o regularność spotkań, o uczciwy i kompletny przekaz informacji przez reprezentantów w górę (do proboszcza) i w dół (do wiernych). Wiarygodność słuchanego przekazu poprawia nieomijanie kwestii finansowych (rozliczenia wydatków ze wspólnie zebranych pieniędzy).
      Głos jednego z dyskutantów mocno zasygnalizował osobistą niechęć słuchania pomimo podjętych wysiłków przez przedstawiciela Kościoła (na przykład ze strony apostatów). Przychodzą, jak się wyraził, z jedną prośbą i ze zniecierpliwieniem obwieszczają, że nie mają ochoty słuchać pouczeń i zmieniać zdania. Częściej jednak, jak wynika z opinii przedstawionych w dyskusji, to ludzie Kościoła nie słuchają inaczej myślących. Nierzadko spotyka się też w Kościele konfrontację wyniosłości (zarówno przedstawiciela hierarchii, jak i świeckiego) z reformatorskimi, by nie rzec wywrotowymi oczekiwaniami wiernych, co pogłębia nieufność i podziały.

            Z zabieraniem głosu jest jeszcze trudniej. W społeczeństwie utrudnia je polaryzacja a nawet radykalizacja poglądów środowisk podsycana  w  znacznej mierze przez media oraz publiczne debaty i wystąpienia wrogo do siebie nastawionych polityków.
            W kościele? Podobnie. Liderzy wspólnot (duchowni i świeccy) podsycają rywalizację między grupami. Podbierają sobie nawzajem uczestników, przeciągają ich na własną stronę. Nierzadkie są przypadki krytykanctwa (ostentacyjnego, wręcz permanentnego) jak również tyleż krzywdząca, co powierzchowna klasyfikacja, szufladkowanie tych, który zdobyli się na szczerą, otwartą wypowiedź. Razi i onieśmiela styl życia nielicujący z przepowiadaniem, opieszałość, czy tym bardziej brak podejmowania odważnych decyzji przez tych, którzy są za nie odpowiedzialni. Zdawkowość dorocznego spotkania duchownych z wiernymi podczas kolędy i z góry narzuconego przebiegu spotkania rady parafialnej nie wystarczy. Nawet jeśli uda się spotkać i porozmawiać, wyrazić swoje oczekiwania duszpasterzowi, to częstokroć nie ma reakcji, nie ma odniesienia w życiu do ustaleń z rozmowy samego rozmówcy lub nie ma przekonania, by temat pchnąć wyżej, do wyższego szczebla decyzyjnego.
           Jeśli pokona się powyższe opory, zawsze pozostaje do dyspozycji korespondencja mailowa, rozmowa telefoniczna, skorzystanie ze strony internetowej o ile jest na bieżąco aktualizowana, spotkanie w kancelarii parafialnej również poza godzinami zwyczajnego przyjmowania petentów, rozmowa osobista z duchownym, stałym opiekunem wspólnoty. Nie należy przeceniać roli mediów, nawet katolickich, one bowiem upubliczniają kontakt, pozbawiają go osobowego, otwartego charakteru.  Nic nad osobisty kontakt ze świadkiem wiary, podkreślali dyskutanci. Najcenniejsze są rozmowy przeprowadzone  bez pośpiechu przy formowaniu opinii, przy udzielaniu porady. Po prostu braterskie.

             W celebrowaniu najbardziej istotne jest to, żeby dać działać łasce. Przygotować wszystkich i wszystko co potrzebne do liturgii jakby to zależało od nas a potem ufnie pozostawić czas na modlitwę wiernym, bo przecież ostatecznie i tak wszystko zależy od Boga. Jeszcze kilka konkretnych dyspozycji dyskutantów. Należy unikać rutyny i sformalizowania. Nie mnożyć bytów. Z jednej strony Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego troszczy się o wyrazistość liturgii Eucharystii, o to, żeby jej nie zamazywać przez niepotrzebne i nieuprawnione dodatki wynikające z osobistej pseudopobożności kapłana a drugiej strony trudno przeżyć miesiąc, ba, tydzień, żeby nie otrzymać kolejnej propozycji nabożeństwa, wspólnie odmawianej modlitwy, intronizacji, oddania, przekazania, powierzenia, wyrażenia solidarności, czołobitności i Bóg wie czego jeszcze.
        Homilie nie powinny być workami rozmaitości. Homilista powinien dbać o homilię komentującą Słowo Boże, które ją poprzedziło. W niedzielę o około dziesięciominutową homilię, choć nie należy odnosić wrażenia, że jedynie kryterium czasu, zwłaszcza krótkiego czasu warunkuje właściwy warsztat kaznodziejski. Czy nikt z nas nie słuchał homilii, czy nauki rekolekcyjnej, która trwała pół godziny ale była na tyle ważna i trafiona, iż nie chcieliśmy, żeby się zbyt szybko kończyła? W krótkiej, lapidarnej formie, jak i w rozbudowanej treści przepowiadania chodzi o to, żeby głoszący, przemodlił ją, przepracował obserwacją życia toczącego się wokół niego, żeby ją wzbogcił własnym doświadczeniem nawrócenia i pokory jak również lekturą nauczania Kościoła w kwestii, którą się zajmie. Chodzi o to, żeby był przygotowany do jej wygłoszenia, żeby unikał wrażenia pośpiechu i zmęczenia głoszeniem. Jeśli chce porwać serca słuchaczy, sam wcześniej powinien dać się porwać treści, którą głosi. Homilista nie powinien też podejmować pouczania i napominania w tematach, w których sam nie domaga.  Tutaj świadczy nawróceniem, nie erudycją.
         Homilista powinien odważyć się na homilię codzienną. Tutaj nie więcej niż trzy minuty. Pozbawić ją specjalistycznego języka teologicznego i zaciemniającej znaczenie wielowątkowości. Wygłosić ją prosto i komunikatywnie, porywając serce zmęczonych pracą słuchaczy, których mimo wszystko stać było na przyjście na eucharystię po trudnym wymagającym dniu. Pomagając im zgłębić jedno praktyczne zagadnienie dotyczące życia i wiary chrześcijanina. Taka homilia mogłaby być zaczątkiem zajmującej katechezy biblijnej dla dorosłych, której potrzebę zgłaszają wierni w różnych środowiskach i przy różnych okazjach.
        O ile to możliwe, należy przenieść spowiedź poza Mszę św. niedzielną. Przy tym niekoniecznie chodzi o dodawanie pracy duszpasterzom. Jeśli brakuje czasu pomiędzy Mszami świętymi należy przypominać wiernym o możliwości spowiedzi w dni powszednie lub zachęcić spowiadającego się na jednej Mszy św. do tego, żeby uczestniczył i przyjął Komunię świętą podczas drugiej Mszy św., w której mógłby uczestniczyć w niedzielę.
         Koniecznie należy ćwiczyć z lektorami i ministrantami głośne czytanie Słowa Bożego, żeby wiedzieli co czytają i na ambonie podczas liturgii potrafili to zrobić tak, żeby jeszcze wierni zgromadzeni na liturgii potrafili zrozumieć, co lektorzy czytają. Żeby lektorzy czytali Słowo Boże z donośnie, z przekonaniem i ze zrozumieniem. Świeccy dyskutanci udzielali mandatu, ponaglali duchownych do tego, żeby zachęcali wedle możliwości uczestników liturgii do czynnego udziału w niej, żeby świeccy nie byli biernymi słuchaczami.
         W adoracjach koniecznie należy znaleźć czas na ciszę, na to, żeby Bóg przemówił. Nie wolno przegadać adoracji - zabiegali dyskutanci. Co jakiś czas należy pozwolić uczestnikom liturgii na spontaniczność wyrażenia intencji modlitwy, zwłaszcza podczas Mszy św. dla małych wspólnot.

            W dyskusji nt. współodpowiedzialnych w naszej misji zaznaczyła się rozbieżność oczekiwań i formowanie wzajemnych zastrzeżeń. Jeden z rodziców dzieci w wieku szkolnym podkreślał formalizm katechetów. Przeszkadzała mu weryfikacja obecności dziecka przygotowującego się do bierzmowania na Mszy św. i nabożeństwie, jak również weryfikacja spowiedzi narzeczonych przed ślubem. Postrzega ją jako brak zaufania katechetów i duchownych do wiernych. Z drugiej strony wypowiedziała się jedna z katechetek pracujących w dekanacie. Rzetelnie korzystająca z formacji dla katechetów przygotowanej przez diecezję. Z misją, czyli skierowaniem przez biskupa do katechizacji w konkretnym czasie, w konkretnej szkole.
          Przeszkodą w posłudze, w wypełnianiu misji jest dla niej powszechniejący fakt rozpadu rodzin oraz lansowanie absurdalnego dla chrześcijaństwa stylu życia: wierzący, niepraktykujący. Trudno jej podejmować wyznaczoną misję w atmosferze utrwalającego się buntu wobec kościoła, zaniedbań życia religijnego w rodzinach katechizowanych (nierzadkie wypadki kilkuletniej nieobecności rodziny na Eucharystii, czy zupełnego braku modlitwy i lektury Pisma świętego w rodzinie)
    Nie zraża się, nie poddaje się, pokonuje przeszkody. Zachowuje otwartość, cierpliwość w słuchaniu, odwagę w prezentowaniu wspólnych form zaangażowania na katechezie i poza nią (jasełka, konkursy biblijne, uczestnictwo w nabożeństwach, działalność charytatywna) Doświadczana niezrozumieniem i nieufnością uczniów - współtowarzyszy - misji sama poszerza wiedzę religijną i wiedzę o Kościele katolickim.
      Zupełnie nowatorskim i rzadko spotykanym był głos o zaniedbaniu samego siebie jako współtowarzysza mojej misji. Dyskutant dowodził: Często zaniedbywane jest miłowanie siebie zanim się umiłuje bliźniego. Są ludzie którzy od dawna nie byli u lekarza, bo szkoda im pieniędzy na siebie (a na sprawy ich dzieci im nie szkoda). Są tacy, którzy będąc z kilkorgiem dzieci nie odważą się poprosić o pomoc lub popilnowanie potomstwa, by móc wyjść razem jako para i zadbać o swoje małżeństwo, o które przecież ich dzieci nie zadbają. Są wreszcie ludzie, którzy cierpią psychicznie, ale nie zgłoszą się po pomoc, bo się wstydzą własnej słabości.

       Tematyka dialogu w kościele i w społeczeństwie została pośrednio zarysowana w poprzednich zakresach tematycznych. Tutaj jeszcze raz podkreślono, że dużo kłopotów mamy z tym, żeby dialogować ze sobą. Łatwiej nam wesprzeć inicjatywę misyjną kilkanaście tysięcy kilometrów stąd i dać wiarę misjonarzowi, który przybywa stamtąd niż rozwiązać sprawy na naszym podwórku. Stwierdzono, że jest jeszcze wiele do zrobienia w sprawie twórczego dialogu na linii duchowny - świecki i kapłan - biskup.
     Dyskutanci świeccy surowo oceniając przestępstwa seksualne duchownych słabo rozumieją precyzyjne, nie poddawane modyfikacjom określenie stanowiska Kościoła zwłaszcza w kwestii naturalnej regulacji poczęć w rodzinie katolickiej i zakazu aborcji. Tutaj oczekiwaliby daleko posuniętej pobłażliwości. Domagają się analizy porównawczej pomiędzy tymi krajami, które zakazują aborcji i tymi, które mają wobec niej stanowisko bardziej liberalne, ale za to oferują dobrą opiekę zdrowotną, ciążową i perinatalną. Zasugerowali, że w tych drugich wskaźnik aborcji jest mniejszy. Pojawiło się również oskarżenie pod adresem Kościoła o to, że ten woli sprzyjać bogatym i wpływowym, w oczekiwaniu profitów (dotacje, obecność w mediach). Z pokrzywdzonymi i niedołężnymi jest, zdaniem wypowiadającego się, na ostatnią chwilę.
         Jeszcze raz wskazano na szanse dialogowania i otwartości w małych grupach (oazie, Kręgach Domowego Kościoła).

            Obszar tematyczny ekumenizmu sprowadza się z punktu widzenia naszego dekanatu do kontaktów z Ukraińcami, prawosławnymi lub grekokatolikami, którzy częstokroć przy okazji zawierania związku małżeńskiego, bądź decyzji o katechizacji dzieci ubiegają się o włączenie do Kościoła  katolickiego. Osobowo są życzliwi, serdeczni, pracowici, uczciwi i pobożni, co i nas inspiruje do zaprezentowania podobnych zalet.
           Podstawowym owocem wspólnego podążania w wierze jest potrzeba odpowiedzi na pytanie w kogo, w co sam wierzę, żeby być przygotowanym do twórczego konstruktywnego dialogu z wyznawcami innych wyznań chrześcijańskich. Żeby nie pozwolić sobie na protestantyzację katolicyzmu (konieczne jest na na każdym etapie dyskusji i w każdym temacie odniesienie do Boga, a nie jedynie do opinii zgromadzenia uczestniczącego w dialogu). Potem pozostaje równie gruntownie i rzeczowo poznać wyznawcę innej tradycji, czy wyznania chrześcijańskiego i wypracowywać cierpliwie, w atmosferze wzajemnego poszanowania wspólne stanowisko
          Jeden ze świeckich dyskutantów podał przykład kilkuosobowego zespołu pracowniczego skupiającego osoby z różnych wyznań chrześcijańskich. W tym zespole po pracy spotykają się by czytać Pismo święte i oceniają te spotkania jako owocne. Podkreślał też, że Duch święty, Biblia i chrzest które nas łączą to naprawdę wiele by podejmować dialog. Widział nadzieję na wypracowanie postawy dialogu w dorocznym tygodniu ekumenicznym organizowanym w naszym mieście.

            Tematyka zaproponowana w obszarze tematycznym Władza i uczestnictwo przynajmniej pośrednio została już poruszona w poprzednich rozdziałach. Zaakcentujmy jeszcze raz stanowczo. Rada parafialna jest najskuteczniejszą formą współodpowiedzialności duchownych i wiernych za cząstkę Kościoła którą jest parafia. Rada ma zgromadzić grupę reprezentatywną parafian (z wszystkich rejonów parafii, reprezentujących możliwie wszystkie profile wykształcenia, obie płci, wszystkie zakresy wiekowe dojrzałych uczestników). Rada musi mieć gwarancję ze strony przewodniczącego, że ten rzeczywiście wsłuchuje się w głos uczestników i liczy się z nim. Rada musi zadbać o swobodny przepływ informacji z obrad rady do wiernych i od wiernych do porządku obrad rady (ze szczególnym uwzględnieniem wpływu publicznych pieniędzy do budżetu parafii jak również ich wydawania). Udział członków rady musi być kadencyjny. Po upływie kadencji mają zostać ogłoszone powszechne i transparentne wybory członków rady nowej kadencji a uprawnieni wierni mają dokonać wyboru członków rady w wyniku głosowania lub wyrażonej domyślnie akceptacji. Nie ma właściwszego i bezpieczniejszego sposobu  zarządzania w parafii. Jeśli takie zarządzanie spotka się z dobra wolą i elementarnym zainteresowaniem wiernych (niestety zdarzały się skargi, że wierni nic nie wiedzą o funkcjonowaniu rady pomimo tego, że regularnie pojawiały się informacje o wyborach do rady, o posiedzeniach i o sprawozdaniach ze spotkań ogólnie dostępnych, opublikowanych na stronie parafialnej) niemożliwe jest żeby olbrzym, jak czasem określa się parafię - usnął. Olbrzym właśnie dzięki radzie ożywionej mocą Ducha Świętego ciągle żyje, czuwa i działa.

            Rozeznawanie i podejmowanie decyzji? Można by odnieść wrażenie, że dodano ten obszar pytań na siłę, żeby było 10, jak w dekalogu ; )Patrz odpowiedź na powyższy obszar.

            Formowanie się w synodalności widzimy jako odrzucenie podążania razem sprowadzającego się li tylko do wykluczenia różnorodności perspektyw, opinii, podejścia. Podążanie razem nie jest w naszym odczuciu ujednoliceniem.
        Trzeba przyznać, że wobec pochylenia nad powyższymi pytaniami towarzyszyły nam obawy: czy stać mnie na publiczną wypowiedź, czy moja wypowiedź nie będzie zbyt obrazoburcza, czy nie zostanie odebrana jako atak, czy znamy już siebie na tyle i ufamy sobie do tego stopnia, żeby być szczerym i otwartym, czy mamy wystarczającą ilość wiedzy, mądrości, kompetencji  w rozumieniu Kościoła, żeby wypowiadać się na jego temat w tak obszernym zakresie tematycznym i w tak krótkim czasie.
         Nie poddawaliśmy się jednak i przy końcu swobodnej dyskusji okazało się, że mamy wiele do powiedzenia, że kolejny raz i kolejny, już dla pożytku parafii i wspólnot, które reprezentujemy, będziemy nawiązywać do poruszonych tematów.
         W podążaniu razem oczekujemy też przykładu z góry. Liczymy na zaangażowanie biskupa diecezjalnego, który znajdzie czas na rozmowę z kapłanami w diecezji, pozna ich osobiście, wesprze poradą, wypracuje z nimi plan działania duszpasterskiego, zainspiruje pomysłowością, doda otuchy przez wzięcie współodpowiedzialności za podejmowane decyzje. Cenimy Jego stanowczość i przejrzystość wyrażaną w homiliach i kazaniach. Oczekujemy natomiast od Niego towarzyszenia nam w drodze i czasu na słuchanie nas.

            Jednocześnie ze swej strony deklarujemy, że znamy swoją rolę w Kościele, którym jesteśmy. Kiedy zada nam się pytania takie jak powyższe, uczymy się o Nim rozmawiać i orzekać uczciwie, obiektywnie i troskliwie. Biblia, którą rozważamy jako natchnione Słowo Boże i osobiste życiowe doświadczenie uczy nas, że z pewnością lepiej konstruować, scalać, jednoczyć niż narzekać i zniechęcać się do siebie, lepiej służyć dobru wspólnemu niż eksponować osobiste pretensje, żale i urazy, że wysiłek i praca nad sobą, owszem kosztują, ale też służą dobru ogólnemu. Warto poznawać siebie nawzajem. Warto sobie nawzajem cierpliwie towarzyszyć służąc pożytkowi Kościoła i dbając o to, by Bóg był we szystkim uwielbiony.